15:57

Na luzie ale stylowo.

Na luzie ale stylowo.
Hej kochane! :* 
Dzisiaj przychodzę do Was z luźną stylizacją, spódniczką midi, tshirtem i skromnymi balerinkami :)
Spódnice plisowane to absolutny hit tego sezonu. Ja również je pokochałam. Wybrałam do tej stylizacji kolor szary. Tak mi się spodobała, że właśnie przyszła mi kolejna - różowa. Wybrałam do tego zwykły t-shirt by troszkę "wyluzować" tę stylizację :) Buty preferuję na płaskiej podeszwie choć coraz częściej i chętniej decyduję się też na obcasy. Mam nadzieję, że cała stylizacja i sesja przypadną Wam do gustu :) Trzymajcie się ciepło :*








































a na koniec....




no nie może być normalnie, no:D



t-shirt i spódnica matheo bountique   |   buty lubiebuty.pl   |   okulary H&M

zapraszam na mój profil instagramowy

02:51

Wiara czyni cuda. Problemy z zajściem w ciążę.

Wiara czyni cuda. Problemy z zajściem w ciążę.
O tym, że chcemy mieć dziecko/dzieci wiedzieliśmy od zawsze zarówno ja jak i mój obecny małżonek. Nie było innej możliwości. Szczerze powiem, że instynktu macierzyńskiego nie miałam długo bo pojawił się dopiero pół roku przed ślubem :)
Kiedy ustaliliśmy datę ślubu, zabukowaliśmy wszystko, stwierdziliśmy, że nie będziemy czekać i potomka będziemy mieć od razu. Nie chcieliśmy odwlekać tego bo znaliśmy możliwe tego konsekwencję z najbliższego otoczenia. U mnie w rodzinie problemy z zajściem w ciążę były z obu stron, od mamy i taty. Jak postanowiliśmy tak też zaczęliśmy działać. Minął miesiąc, dwa, pięć, rok i nic. Dwoje młodych, na pozór zdrowych ludzi tak bardzo pragnęło dziecka a z niewiadomych przyczyn nie mogło go mieć. Może za bardzo chciało? Może. 
Prowadziłam wtedy dość popularny profil na photoblogu. Nie mogłam więc wylewać swych żali i pokazać swoich problemów by nie zostać wyśmianą. Założyłam nowy, anonimowy. Nikt nie domyślił się, że to ja. Tam z czasem zaczęło przybywać kobiet z takim samym problemem. Wspierałyśmy się.  Doradzałyśmy sobie. Tam też nauczyłam sobie mierzyć temperaturę. Kontrolować swój organizm.
Jest grudzień. Krwawy dramat nie przyszedł. Pojawiła się nadzieja. Pobiegłam po test. Zrobiłam jeden, drugi, dziesiąty i nic. Jedna, gruba kreska. Krwawy dramat nie przychodził. Poszłam więc do gina i nic. Dał leki do wywołania i kazał przed wzięciem jeszcze zrobić test. Powiedział też, że za bardzo się nakręcam, za bardzo chcę. Pomyślałam sobie wtedy "co ty możesz wiedzieć - gówno". Zrobiłam test ciążowy - wynik ujemny. Wzięłam tabletkę i czekałam. Przyszedł skubany.. 
Ja natomiast powiedziałam sobie - dość! Dość czekania! Dość bezradności! Postanowiłam poszukać kliniki leczenia niepłodności. Znalazłam. Taką która miała najlepsze opinie. Pieniądze nie grały wtedy roli. Poszłam na wizytę, dostałam skierowanie na podstawowe badania. TSH wyszło mi wtedy bardzo wysokie, dostałam skierowanie do endokrynologa. By nie czekać (to słowo było cały czas obecne w moim życiu)  w długiej kolejce poszłam na wizytę prywatnie. Dostałam tam skierowanie na USG do najlepszego lekarza w Lublinie. Wyszło iż tarczyca jest 20x mniejsza od normalnej. Niedoczynność tarczycy - witamy. Dostałam leki, pomogły. TSH książkowe, ciąży nadal brak więc szukamy dalej. Najpierw przebadano męża. Wszystko w porządku. Dalej szukamy. Teraz moja kolej, moje badania. W końcu jest moje przekleństwa. Wrogi śluz. Lekarka nie pozostawiła mi złudzeń i nadziei "Dziecko może mieć pani za 5,10,15 lat lub nigdy" Wyszłam po tych słowach z gabinetu, zalana morzem łez trzaskając drzwiami. Płakałam całą drogę. Płakałam bardzo długo. Miałam pretensję do siebie, Boga, świata. Pytałam dlaczego właśnie ja. Nie dostałam odpowiedzi. I zaczęło się. Załamałam się totalnie. Rozpadłam na miliony kawałków. Nie chodziłam do centrów handlowych, nigdzie gdzie były dzieci bo ich widok powodował napad histerii. 
Gdy 'ochłonęłam' poszłam na wizytę. Rozmowa była konkretna i rzeczowa. Plan był taki: robimy badanie drożności jajowodów które jest również lecznicze. Jeśli nie da to efektów zostaje inseminacja lub in vitro. Na to drugie od razu nie wyraziłam zgody. 
Nadszedł dzień badania. Bolało cholernie, nie do opisania. Bardziej niż wyrywanie zęba na żywca czy cc. Serio. 
Minęły dwa cykle. Krwawego dramatu nie ma. Tym razem bez entuzjazmu, bez nadziei. Zrobiłam test - ujemny. Pomyślałam wtedy "znowu to samo". Spóźniał się 2 tygodnie. Umówiłam wizytę z myślą, że idę po tabletki na wywołanie. Lekarz zlecił USG, powiedziałam mu, że już tak miałam i nie ma sensu to USG... on jednak nalegał. Trwa badanie. Lekarz przybliża obraz, przygląda się i mówi "wygląda na to, że jest pani w ciąży". Szok. W mojej głowie było milion sprzecznych myśli na raz. Nie kazał się nastawiać bo pęcherzyk był pusty. Pobrano mi krew i na następny dzień miałam przyjść na wyniki. Przyszłam. Beta była wysoka. Lekarz potwierdził ciążę słowami "wózka bym jeszcze nie kupował ale radzę się przyzwyczajać". Nie wierzyłam w to co do mnie mówił. Myślałam, że śnię. Zadzwoniłam do męża, później babci, siostry Napisałam smsa do mamy i taty. Wszyscy cieszyli się razem ze mną. Płakałam całą drogę. Tym razem ze szczęścia. Byłam szczęśliwa, że po 1,5 roku walki się udało . 
Także warto wierzyć do samego końca i nigdy się nie poddawać. Macierzyństwo jest piękne choć trudne. Warte każdego poświęcenia. 
Każdej parze życzę aby udało jej się stworzyć taki piękny CUD. Najpiękniejsze uczucie być rodzicem. Całym sercem jestem zawsze z mamami, parami które się o ten CUD starają i kibicuję im całym sercem.

Do następnego :*





























a na koniec piękna piosenka która dodaje otuchy <3
Copyright © 2016 Mama - fotograf. , Blogger