06:23

DEPRESJA.

DEPRESJA.
No to może zacznę od początku. Nie jest mi łatwo o tym pisać bo sama do niedawna nie potrafiłam się do tego przyznać a tym bardziej mówić o tym.
Wbrew pozorom i temu co mogłoby się wydawać u mnie nie było to natychmiastowe. Depresja może gromadzić się w nas przez długi czas bądź wybuchnąć od tak i bum. Wali  się wszystko.
U mnie gromadziło się to przez lata. Pierwsza sytuacja miała miejsce 20 lat temu i złamała mi zarówno dzieciństwo, podejście do świata i ludzi jak i życie. Później było tylko gorzej. W podstawówce wyśmiewano się ze mnie bo byłam inna (moi rodzice są głuchoniemi). Teksty typu "moja mama mnie obroni a Twoja ciebie nie bo nie umie mówić" rozwalały mnie na tysiąc kawałków. Kolejne lata w gimnazjum były ciut lepsze bo rozwijałam swoje pasje, byłam zauważalna i rozpoznawalna w szkole. To dawało mi poczucie, że jestem coś warta jednak, że coś potrafię, że coś robię dobrze. Kolejne lata w liceum były dość burzliwe na tyle, że nie podchodziłam do matury. Chciałam iść na pielęgniarstwo. To było moim marzeniem ale nie udało się. Postanowiłam więc wejść oknem i pójść na technika masażystę. Tam już zaczynało się ze mną dziać źle. Zmieniłam szkołę. Wyszłam za mąż i wydawałoby się, że powinno być wszystko super nie było.
W dzieciństwie mnie ie doceniano. Uczyłam się dużo a i tak miałam 4... Na studium było inaczej. Uczyłam się sporo i dlatego też dostałam stypendium. Znów czułam się doceniona ja i moje wysiłki. Tym bardziej, że mówiono mi, że nie pogodzę nauki z chłopakiem a ja wtedy jeszcze pracowałam wiec satysfakcja była podwójna.
Przed moim mężem byłam w 3 letnim, poważnym związku. Kiedy zaczęłam spotykać się z Bartkiem na mieście między nami stawiałam torbę. Zawsze. Była to moja bariera. Przez pierwsze 1,5 roku nie dałam się mu dotknąć a co mówić o trzymaniu za rękę... teraz wydaje mi się to śmieszne jak torba mogła mi pomóc ale wtedy było to dla mnie naturalne..
Do rzeczy... Kiedy wyszłam za mąż chcieliśmy mieć dziecko. Próbowaliśmy i nic. Założyłyśmy grupę na facebooku i tam poradzono mi bym poszła do kliniki leczenia niepłodności. Tak też zrobiłam. Po setkach badań lekarka nie zostawiła mi złudzeń mówiąc, że istnieje możliwość, że nie zajdę w ciążę nigdy.. Mój świat rozpadł się na milion kawałków. Znów. Znów ktoś złamał mi życie, pozbawił złudzeń zostawił bez nadziei, że będzie dobrze. Doszło to do tego stopnia, że nie mogłam chodzić do centrum handlowego bo wyłam na sam widok dzieci. Jednak stał się cud i zaszłam w swoją upragnioną ciążę. Powinno być dobrze, powinnam się cieszyć. Nie umiałam.
W 12 tyg z krwawieniem trafiłam do szpitala. Później okres ciąży skutecznie 'umilały' mi różne osoby... nie potrafiłam się nią cieszyć.
Po porodzie lepiej nie było. Ciągłe wmawianie mi, że jestem złą matką, że źle się zajmuje dzieckiem..
Później zmieniłam pracę okazało się to jednak jednym z najgorszych błędów mojego życia. Tam potraktowano mnie jak śmiecia, gówno i Bóg wie kogo jeszcze i to było o ten raz za dużo.
Zamknęłam się w sobie, nie miałam na nic siły. Po sesjach świątecznych odpuściłam sobie fotografię. Czułam sie beznadziejnie. Bez życia, bez perspektyw, bez talentu i w ogóle jak gówno.
W końcu mój mąż powiedział dość i wysłał mnie do lekarza. Ten do psychoterapeuty.
Nie było łatwo sie otworzyć przed obcym człowiekiem. Powiedzieć mu o sprawach o których wie tylko mój mąż. Ale udało się. Terapia zaczęła działać i przynosić korzyści. Miała ona na celu pomóc mi odbudować pewność siebie z którą nadal mam problemy.

Wiecie co jednak najbardziej bolało i boli do teraz? To, że Ci bliscy nie wierzą w tę chorobę. No bo jak to, przecież to wymysł, ściema. Boli bo nie widzieli jak cierpię, jak mi źle.. Szczerze? Chciałabym by było to ściemą. Bo niechęć wstania z łóżka, niemoc zajęcia się własnym dzieckiem, zerowe poczucie wartości są okropne.
Co czuje osoba będąca w depresji? Niemoc, niechęć, czuje się bezradna, beznadziejna, nikomu niepotrzebna. Bez talentu, nie odnajduje w niczym radości, nie czerpie z niczego przyjemności. Czuje się niedowartościowana, niedoceniona. Ma ochotę wyjść, zamknąć za sobą drzwi i nie wrócić.
Nie widzi sensu w niczym co robi, przerasta ją zlew pełen brudnych garnków. Wychodząc z domu zakłada maskę uśmiechu a kiedy tylko jest sama wyje jak dziecko. Ja swojemu mężowi kazałam nawet znaleźć sobie drugą kobietę bo ze mną się męczy i marnuje sobie życie.

Jeśli macie więc jakieś wątpliwości, jakieś obawy, problemy które Was przerastają nie czekajcie. Idźcie do specjalisty bo to żaden wstyd a czasami jedyna pomoc i ratunek.
Jak macie jakieś pytania piszcie śmiało :)




Copyright © 2016 Mama - fotograf. , Blogger